Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284

Ta strona została uwierzytelniona.
70

— Nie sądzę, — rzekł Narębski, — ale u nas się pewnie ani pocieszysz, ani rozweselisz.
— To może rozerwę drugich i przydam się na co?
Feliks smutno spuścił głowę.
— Trudno, — rzekł, — Elwira zerwała ze swoim pretendentem.
— A! doprawdy! jakto? on czy ona? cóż było powodem?
— Ot tak jakoś, nie byli widać dla siebie przeznaczeni, — rzekł Narębski.
— O! to pojmuję, że tam teraz nie wesoło być musi! — zawołała Mania, — bo Elwira dosyć go podobno lubiła.
— Nie mówmy o tém, — cicho przerwał pan Feliks.
— A pan cóżeś porabiał? — spytało dziewczę Teosia, zaczepiając go uśmiechem.
— Ja? — odpowiedział Muszyński, — uwolniłem się od mojego księgarza i nie mam znowu ani pracy, ani stanu, ani przyszłości, jestem cały na usługi pani. Mogę stać pod jéj oknem, i być wiernym stróżem od baronów,