Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290

Ta strona została uwierzytelniona.
76

kać do takiego szczęścia, które łatwo stałoby się potrzeba, koniecznością, warunkiem życia, i zatrułoby je boleścią.
Narębski ruszył niecierpliwie ramionami, a Mania się zarumieniła.
— Słyszysz co plecie! — zawołał pan Feliks, — więc dla czegóżby się tak nie ułożyć, ażeby ten warunek szczęścia i życia ubezpieczyć sobie? nieprawdaż Maniu?
— Tak! — rzekł zapalając się mimowolnie Muszyński, — ale to co dla mnie jest szczęściem, dla pani mogłoby być utrapieniem i ciężarem?
— A! jużbyś się pan wstydzić doprawdy powinien swojego niedowiarstwa, — podchwyciła Mania zmięszana, wyciągając rękę ku niemu, — a ileż to razy słyszałeś pan odemnie, że mi z nim zawsze najmiléj, najlepiéj. Ojcze! dodała, — połajże go! to człowiek niewdzięczny, a zmusza mnie do nieprzyzwoitych oświadczeń.
— O! znam go dawno! ale ja nic nie poradzę, — rzekł Narębski, — trzeba żebyś ty się zajęła jego poprawą.