Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291

Ta strona została uwierzytelniona.
77

Jak do tego przyszło, wytłumaczyć nie umiem, ale Teoś przejęty, oszalony, wzruszony zsunął się z krzesła i znalazł na kolanach przed biedną Manią, przestraszoną, zarumienioną, zawstydzoną. I tuląc twarz w jéj dłonie zawołał:
— Przyjmieszże mnie za ucznia i sługę?
— Ojcze! co on mówi? co to znaczy? Ty mów co mam mu odpowiedziéć. A! ja go kocham! ja go kocham! a
Ostatnie słowa wyrwały się jéj mimowolnie i spuściła oczy i rozpłakała się łzami rzęsistemi, a dłonie ich połączone i pochylone ku sobie twarze, dopowiedziały reszty, któréj usta wymówić nie mogły.
Narębski zbliżył się prędko, połączył ich ręce i czując się mocniéj niż kiedykolwiek ojcem, bo był szczęśliwym — ze łzami w oczach trzęsącą pobłogosławił dłonią.
— Przyjacielu, — rzekł do Teosia, — w ręce twoje oddaję bez obawy los mojego dziecka ukochanego, i jestem o nią spokojny. Bóg wam da cichą i błogą dolę, któréj mnie odmó-