Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295

Ta strona została uwierzytelniona.
81

zwyczajnéj i ubłogosławienia, to znowu oko błyskało, warga się trzęsła, i zdawał się przebranym w suknię nie swoją, szatanem, znajdującym pociechę w utrapieniu ludzi. Mięszały się téż może i w téj zgniecionéj duszy różne uczucia, a przy chęci popisania się ze szlachetnością, grała zazdrość szczęścia i pragnienie rzucenia weń kropli jadu. Lepiéj to jeszcze okazały następne wyrazy kapitana, który odetchnąwszy mówił daléj:
— Przynoszę tu także niewiele warte błogosławieństwo moje dla szanownéj pary gołębi. Wiem dobrze o tém, że ono wcale niewielkiéj jest wartości, ale nadanie mu jéj nie odemnie zależy.... Czém chata bogata tém rada. Uczynię tu tylko uwagę, że zkądkolwiek pochodzi błogosławieństwo, zawsze to dobra rzecz: w puszczach Ameryki na zgniłych pniach drzew, kwitną cudowne Orchidee.... otóż i na zgniłym kapitanie może piękne urosnąć błogosławieństwo.... hę? niezłe porównanie? prawda?
Serjo panie Feliksie, — dodał przybierając minę rozczuloną, — ująłeś mnie waćpan swém