gą otulić, osłonić, upieścić choć trochę i w ciepłém i w ładném posadzić gniazdeczku; a pierwszy wspólnego chleba kawałek przynieść jéj własną zdobyty pracą.... Dziś, a! ja jeszcze nic nie mam.... ja nie mogę żyć jałmużną, to mi zadławi szczęście moje!
— Dziwak nudny! — zawołał Narębski, — doprawdy, chce mi się gniewać! Mania ma przecie coś swego, ona z rozkoszą podzieli tę odrobinę z tobą, nim ty swój trud z nią rozłamiesz.
— A! wszystko! wszystko, mój ojcze! — podając obie ręce Teosiowi odezwała się Mania.
Muszyński cierpiał widocznie, ale w milczeniu musiał się już zgodzić na wszystko.
Pan Feliks uspokojony zamyślał odejść wreszcie, bał się by znowu Teoś jakiego nie znalazł zarzutu, ale żal mu było porzucić tak Manię, rozstać się z Muszyńskim, i powrócić samemu do swojego świata chłodnego, aby być pojonym narzekaniami bez końca.
— Ot wiész co? — rzekł biorąc za kapelusz, — jedź Maniu do nas?.... powiemy im
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307
Ta strona została uwierzytelniona.
93