Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323

Ta strona została uwierzytelniona.
109

aby mi się tak niebiesko uśmiechnęło życie?... a! to zasługi twoje i twoje modlitwy, święta matko moja! Podajże mi rękę z niebios, opiekunko moja, abym nie upadł i nie oszalał od szczęścia. Ból ścierpieć, to może łatwiéj, nie dać się obłąkać pomyślności, trudniéj.... prowadź mnie swoim przykładem i wymódl opiekę. Biorę na moje ramiona los tego dziecięcia.... a! czy podołam obowiązkom, czy nie upadnę wśród drogi... matko moja, matko moja!
Cały tak wieczór spędził patrząc na ten obrazek, na którym poczciwa kobiecina wystawioną była, przez początkującego znać artystę, z całą niewprawą i naiwnością talentu przebudzającego się zaledwie i usiłującego wiele, bo nieznającego miary sił własnych. Stała na tym kawałku płótna w bieli cała, tak jak bywała najczęściéj przy pracy, w białym czepeczku, z twarzą spokojną, uśmiechnioną, a tak rozczuloną, że zgadłbyś, iż gdy ją malowano patrzała na syna, myślała o dziecięciu.... Na jasnych bieliznach nie prócz dwóch szkaplerzy nie było widać, i na ręku miała tę srebną wytartą obrączkę, którą Teoś