Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353

Ta strona została uwierzytelniona.
139

pan tu, choć się nim brzydzę jak gadem, sama się z nim rozmówię.
Kończąc te słowa z nerwowym wymówione pośpiechem, szarpnęła chustką jakby rozedrzéć ją chciała, zacięła usta nagle, łza gniewu zakręciła się w jéj oku.
Prawnik zamilkł i rzekł tylko spokojnie:
— Zapewne tak będzie najlepiéj, jednak nie życzę go drażnić.
Jenerałowa ruszyła ramionami tylko.
— Zostaw mi to pan, — zawołała, — nie troszcz się wcale, potrafię go uchodzić.
Pobracki powinien był odejść, zawahał się wszakże, tkwił mu w sercu Hunter, miał jakieś bolesne przeczucia, obawiał się wspomniéć o nim. Pani Palmer wydawała mu się nad wyraz i nadzwyczaj zimną, sztywną, zobojętniałą nagle dla niego. Szukał jéj wejrzenia i spotykał wzrok, który go widocznie unikał, wyzywał czulszego wyrazu, odpowiadano mu znużeniem i prawie niecierpliwością nie tajoną.
— Nicże mi pani więcéj nie ma do rozkazania? — spytał wreszcie zabierając się odejść,