Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356

Ta strona została uwierzytelniona.
142

kroków, jakby pierwszą myślą jego było uciekać. P. Palmer nie zwracając na ten ruch uwagi, zajęła miejsce na kanapie i wskazała mu fotel.
— Darujesz mi pani, — rzekł Narębski, — ale tą razą nie winienem, że się jéj naprzykrzam, nie byłbym nawet w wypadku, który mnie tu sprowadza nachodził ją z prośbą, gdyby nie konieczność. Biedna sierota, domyślisz się pani o kim mówię, skutkiem wygadania się kapitana Pluty, wie, że ma matkę, błaga i prosi, aby raz ją widziéć mogła, tylko raz nim przystąpi do ołtarza.
— A! idzie za mąż? — spytała zimno matka.
— Tak jest pani, za ubogiego ale poczciwego chłopaka.
— Pan ich ztąd zapewne wyprawiasz?
— Ja, nie wiem co z sobą poczną. — Raz, tylko raz, chce upaść do nóg nieznanéj matce i prosić ją o błogosławieństwo....
— A! i pan mnie wystawiasz w obec niéj na takie położenie, a w przyszłości dajesz jéj prawo wiecznego znęcania się nademną! — zawołała pani Palmer. — Godziż się to? nie