Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357

Ta strona została uwierzytelniona.
143

dosyć że się téj przeszłości pozbyć nie mogę... tego niegodziwca.... ciebie panie Narębski.... jeszcze chcecie rzucić mi ją na ramiona, abym ciężar nie mojego grzechu, tak jest nie mojego, — powtórzyła, — dźwigała na zawsze! A! to się nie godzi! to okrucieństwo!
Narębski był przybity.
— A! pani, — rzekł zimno, — możeż się to nazywać ciężarem?
— Ale nim jest.... ale ja jéj nie znam, ja tego wszystkiego nie chcę, wyrzekłam się, nie mogę.... To dziecko! jest to dla mnie narzędzie okrutnego męczeństwa.... to rzecz niegodziwa!
— Pani, przyciśnij ją do piersi raz, pobłogosław, a więcéj ci się nie pokaże.... tego matka przynajmniéj odmówić jéj nie powinna.
Jenerałowa uśmiechnęła się z goryczą, pokiwała głowa.
— Tak.... znam to... Więc czegóż chcecie? — zawołała żywo, — abym wam oddała ostatek tego co mam, ostatek mienia, spokoju, godzin pokuty i ciszy? Chcecie mi wydrzéć wszystko, zmusić bym cierpiała? mówcie otwarcie... zniosę... com powinna... karzcie mnie i smagajcie...