dosyć że się téj przeszłości pozbyć nie mogę... tego niegodziwca.... ciebie panie Narębski.... jeszcze chcecie rzucić mi ją na ramiona, abym ciężar nie mojego grzechu, tak jest nie mojego, — powtórzyła, — dźwigała na zawsze! A! to się nie godzi! to okrucieństwo!
Narębski był przybity.
— A! pani, — rzekł zimno, — możeż się to nazywać ciężarem?
— Ale nim jest.... ale ja jéj nie znam, ja tego wszystkiego nie chcę, wyrzekłam się, nie mogę.... To dziecko! jest to dla mnie narzędzie okrutnego męczeństwa.... to rzecz niegodziwa!
— Pani, przyciśnij ją do piersi raz, pobłogosław, a więcéj ci się nie pokaże.... tego matka przynajmniéj odmówić jéj nie powinna.
Jenerałowa uśmiechnęła się z goryczą, pokiwała głowa.
— Tak.... znam to... Więc czegóż chcecie? — zawołała żywo, — abym wam oddała ostatek tego co mam, ostatek mienia, spokoju, godzin pokuty i ciszy? Chcecie mi wydrzéć wszystko, zmusić bym cierpiała? mówcie otwarcie... zniosę... com powinna... karzcie mnie i smagajcie...
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357
Ta strona została uwierzytelniona.
143