— Ale ja rozumiem! — dodał żywo Pluta, upadam do nóg.
Pilno mu było niezmiernie i poleciał wprost do pani Palmer, ale jak fala o skałę rozbił się o zimną krew nieprzełamaną i poważny opór Bzurskiego.
— Ale ja jestem wezwany przez panią jenerałowę, — zawołał, — proszę mnie oznajmić, interes jest wielkiéj wagi.
Powolnym, niecierpliwiącym krokiem Bzurski, spojrzawszy na zegarek, poszedł, zabawił dosyć długo i powrócił, prawie wzgardliwie pokazując drzwi kapitanowi, który już nie patrząc na niego wpadł do salonu.
Tu miał czas ochłonąć, bo jenerałowa wyszła nie rychło, — nareszcie po kilku jak wiek dla Pluty długich minutach oczekiwania, ukazała się z obliczem spokojném.
Kapitan skłonił się jéj z uśmiechem, który ukrywał mimowolne skłopotanie.
— Pisałeś pan do mnie, — odezwała się siadając z daleka, — bardzo przepraszam żem mu nie odpowiedziała, radabym prawdziwie życzeniu jego zadosyć uczynić....
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365
Ta strona została uwierzytelniona.
151