Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370

Ta strona została uwierzytelniona.
156

uwierzyłeś a baba cię durzy. No? ale czegóżby znowu miała zwodzić i zwłóczyć daremnie! cóżby to znaczyło? Nie, nierozumiem... Cóś się tam musiało w niéj odmienić, jakaś sprężynka w środku pękła. Nie miałem serca nawet trochę jéj dokuczyć, zbyła mnie takim chłodem, jakby wiadro wody na głowę moją wylała. O! kobiety! o kobieta!
I dodał po chwilce:
— Pluto, kochanie, lękam się o ciebie! jesteś w jakiejś matni i zdaje ci się, żeś usiadł w wygodném krzesełku. Jenerałowa odkłada do tygodnia, za tydzień, chyba wié, że jedno z nas djabli wezmą.... potrzeba być ostrożnym ale cóż mi grozić może?? Dalipan, nierozumiem.
Pierwszy raz może oddawna Kapitan czuł się obezwładniony i niespokojny, Kirkuć, który po powrocie dopytywać się go począł, nic z niego nie dobył i nie mógł pojąć zkąd mógł się wziąć Kapitanowi jakiś smutek, który u niego, nader rzadkim był gościem. Złościć się umiał, ale chmurzyć milcząco, nie było w jego naturze.