Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378

Ta strona została uwierzytelniona.
164

myśląc, szybko, aby co prędzéj od pożegnania się uwolnić — i cofała się już krokiem by odejść, gdy Mania rzuciła się ku niéj, uklękła, porwała i poczęła w nogi całować.
Kamień byłby może prysnął od tego gorącego uścisku sieroty, która chwytała się z rozpaczą téj, w któréj szukała opieki i miłości, ale p. Palmer pozostała nieporuszoną, żywy tylko niepokój z przeciągnionéj do zbytku i przykréj dla niéj sceny, nią miotał.
— Ależ ci mówię, że się zobaczymy! — zawołała, — dziecko moje. Zostań z nią p. Narębski... Ja muszę odejść, mnie to męczy... klęknij i pomódl się, aby cię Bóg pocieszył, — On ojciec wszystkich...
To były ostatnie jéj słowa, szeroka jéj suknia zaszeleściała we drzwiach, słychać było przez chwilkę pospieszny chód jéj w sieni, potem turkot powozu, który się oddalał i głuche milczenie.
Jak po śnie przykrym powoli powstała Mania, złamana, prawie oszalała i w milczeniu rzuciła się na piersi Narębskiemu.