Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390

Ta strona została uwierzytelniona.
176

— Więc koniec, — rzekł Narębski, widząc że wnoszono zieloną czy żółtą herbatę i że dziobata służąca patrzyła nań ciekawemi oczyma, usiłując wybadać z jego miny jak się narada skończyła. — Dobranoc.
— Że téż nigdy z nami kwadransa posiedziéć nie zechcesz.... — z wyrzutem odezwała się pani Samuela, — czyż cię tak nudziemy, czyś tak zmęczony tém miastem, które nam ciebie cale zabiera?
— Chcesz bym został? — spytał z rezygnacją Narębski.
Elwira zbliżyła się do niego.
— Ale ja papę przekonam, szepnęła cicho, że będę szczęśliwą....
Dziobata widząc że szepczą, wyszła dla przyzwoitości, stając zapewne za drzwiami, a rozmowa znowu się głośno rozpoczęła.
— Nie przekonasz mnie, — rzekł Narębski, — ale tymczasem jeśli cię to bawi, że będziesz siebie i mnie przekonywać o tém w co sama nie wierzysz, słucham chętnie.
— Feliksie! zawsze ta nielitościwa złośliwość!