Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392

Ta strona została uwierzytelniona.
178

powiedział dobranoc i wyśliznął się do swojego pokoju.
— To prawda, mama ma słuszność, — odezwała się po jego odejściu Elwira, — że papa jest czasem taki nieznośny....
Samuela westchnęła znacząco.
— O! moje dziecko, dodała tkliwie i miłosiernie, każdy ma swoje kłopoty, nikt nie wié ile on wycierpiał, ale i ja z nim, jak widzisz, wiele wycierpiéć musiałam. Dla takiego serca jak moje, ten chłód i szyderstwo czasami, lub naprzemiany taka sentymentalność jak dzisiejsza, zawsze na przekór usposobieniu.... a! nie mówmy lepiéj o tém.
— Jednak potrzeba by coś na to poradzić.
Règle generale, powié swoje i będzie milczał, my zrobiemy co się nam zda lepszém, bo jemu brak zdrowego sądu, fantastyk.... Nie obwiniam go, tyle miał do zniesienia w młodości, złamany widocznie, zawsze objawia zdanie wprost rozsądkowi przeciwne... szczęście jeszcze że nie uparty... Pójdziesz za barona!
— O! i ręczę mamie że będę szczęśliwą! —