i począł trzéć mocno czuprynę dla ułatwienia zapewne wyjścia myśli na wierzch dotąd w głowie uwięzionéj. — Oto tak, dużo myślałem o panu po jego odejściu od nas, dużo, dużo. Przerzucałem rachunki, księgarnia istotnie winna mu wiele, szło mi z nim doskonale. A przytem tak pan umiałeś jakoś wszystkich pociągnąć ku sobie, że każdy co do mnie przychodzi, pyta się o pana. Otóż żal mi takiego pomocnika. A prawdę rzekłszy, i czuję też żem pana pokrzywdził trochę.
— Mnie?
— A no tak! tak! mea culpa, bo na co panu było narzucać ten bilet loteryjny...?
— Ale cóż tam o tém myśléć!
— Bo, gdybyś go pan się chciał pozbyć, — rzekł Michał skwapliwie sięgając do kieszeni, gotów byłbym ci za niego powrócić należność, istotnie sumienie mnie ruszyło, bo ja panu ten bilet niepotrzebnie wpakowałem.
— Dajmyż temu pokój.
— I gdyby panu ciężył, dalibóg, chętnie, powiadam panu, powrócę stawkę, bo na co to
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398
Ta strona została uwierzytelniona.
184