Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400

Ta strona została uwierzytelniona.
186

my do spółki, — zawołał, — ma być strata niech idzie po połowie.
— Mówiłem panu, że to jest rzecz skończona, rezykowałem, mniejsza o to, drobnostka, odrobię się na czém inném.
Drzemlik począł cóś śpiewać chodząc, ale w żaden ton przyzwoity trafić nie mógł i odchrząkiwał co chwila coraz zaczynając z innego...
— Na tych loterjach, — rzekł, — to się zawsze traci, tylko ci wygrywają, co tam te rzeczy sami robią, — wiadomo.
— Może być, — odpowiedział Muszyński, ale co się stało to się stało.... i basta!
— Mnie smutno jednak, że to z mojéj przyczyny....
— O! niechże się pan tém nie frasuje...
Michał usiadł kwaśny.
— Sama pora herbaty, — rzekł, — możebyśmy dokąd poszli czy co? do Semadeniego?
— Chcesz pan? ja nie mam w domu gospodarstwa jeszcze, i chętnie pana zapraszam.
— Ale nie, to już ja, — rzekł Drzemlik.
— O! nie!