komedją przyjaźni, aby gwałtowne wstrząśnienie nie nabawiło cię atakiem apopleksji... o co się, przyznam, najmocniéj obawiałem...
Teoś rozśmiał się ruszając ramionami, nie można powiedziéć, żeby nie był wzruszony nieco, ale przyjął to tak chłodno, że Drzemlik posądził go o udanie.
— Wiesz wiele to jest, to coś wygrał? — zapytał.
— Wiele?
— Pół miljona...
— A no, to chodźmy na herbatę, — rzekł Muszyński — i pozwól, żebym już za nas obu zapłacił... Zal mi cię serdecznie, bo w téj chwili okropnie rozpaczać musisz, żeś mi ten bilet oddał...
— No! nie będę się zapierał... wołałbym go mieć w kieszeni, ale co się stało to się stało, i możesz powiedziéć, żeś mojemu głupstwu winien pańską fortunę!!
Myliłby się wielce ktoby sądził, że Muszyński doznał zbyt gwałtownego wstrząśnienia. Drzemlik czuł daleko więcéj, twarz jego zbla-
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403
Ta strona została uwierzytelniona.
189