Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412

Ta strona została uwierzytelniona.
198

— A dwa? to musi być dwa dukaty.... — odparł Kirkuć, — ale już ten drugi to czasem w głowie mąci.
— Słaba głowa, — rzekł kapitan wychylając spory kielich. Niech mówią co chcą, — dodał, — wino, piwo i tamte inne rozwodnione fraszki i przysmaki ku połechtaniu podniebienia, wszystko to są romanse, a wódka grunt. Zaraz ci się w żołądku rozgospodaruje i w głowie rozjaśnia.... Która godzina?
— Co się tyczy godziny, — odparł Kirkuć, tyle tylko wiem, że sztankelerka odeszła, a zatem musi coś być około południa.
— Gwałt! a ja w łóżku i nie ogolony, a tu wizyta za pasem! — zakrzyczał kapitan. — Kirkuć, z ciebie śpioch obrzydliwy.... czemu mnie nie obudziłeś? dawaj mi cyrulika.....
— Zaraz, ale co się tyczy budzenia, wszak nie miałem tego posłannictwa, iż się tak wyrażę, — odparł Kirkuć, — a pan się gniewasz nie kazawszy mi....
— Gniewam się gdy nie mam racji, powinieneś o tém wiedziéć, — rzekł kapitan, — to ogólna reguła.... ruszaj po cyrulika.