Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418

Ta strona została uwierzytelniona.
204

siostrzeńcem, nie wiem, — rzekł gospodarz, — z tym młodym człowiekiem.
Pobracki już był w domu, ale mu się słabo robiło. Pluta wciąż podśpiewywał za nim, chociaż nader cicho:
— A kiedy odjeżdżasz bądźże zdrów....
— I dla tego kazała mi tydzień czekać, czemu nie ruski miesiąc? lub do greckich kalendów? Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka, o! ponieśli!
Więc my tu już może i nie mamy co robić? — dodał pytająco trącając łokciem p. Oktawa kapitan, — jak się panu zdaje?
— Co? — spytał mecenas. — Pan się zdajesz dziwić nagłemu odjazdowi pani jenerałowéj Palmer, — podchwycił miarkując się, ale to, — rzekł odchrząkując, — to było w naturze rzeczy, proces, tak jest, ja dawno wiedziałem, że to musi nastąpić.
— Pan o tém wiedziałeś? — zawołał kapitan, — a więc i dla mnie tam w tym liście, który pan dobrodziéj trzymasz w rękach, znajdować się coś musi?
— Nic nie wiem jeszcze, być może, wszak-