Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424

Ta strona została uwierzytelniona.
210

i dla tego mi się dotąd spać chce. Adie, kochanku!
Któżby się spodział? ktoby odgadł, że temi słowy pożegnali się ci ludzie — na wieki. Kirkuć nic nie przeczuwając wysunął się na bawara, bo miał gdzieś cień kredytu, kupiony niezmierném nadskakiwaniem zyzowatéj gospodyni; kapitan pozostał sam i drzwi na rygiel spuścił. Nadzieja dłuższego pobytu w mieście opuściła go, trzeba się było ratować ucieczką. Przetrząsł kruchą garderobę, kupioną po wyjściu z więzienia, wybrał z niéj co było schludniejszego w bardzo umiejętnie zadzierżgnięty węzełek, który musiał wynieść pod płaszczem, (nie życzył sobie bowiem płacić w hotelu,) obliczył kassę skromną, wypił resztę wódki, papiery schował do kieszeni i już był gotów do drogi.
Przebierając listy i mniejszéj wagi pozostałości, trafił na portret jenerałowéj, długo nań patrzał, nareszcie ścisnął w dłoni, potrzaskał, rzucił pod nogi i zgniótł obcasem na miazgę.
— Gdyby ona, — kto wie! kto wie! gdyby ona chciała była zostać uczciwą kobietą, mo-