Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443

Ta strona została uwierzytelniona.
229

rać potrzeba... czas przyszedł, człowiek się tylko zapomniał... ja myślę to już dziś skończyć, nie ma czego dłużéj czekać... wzrok nie wróci... jego już nie zobaczę... o nie...
— Co tam Mama takie rzeczy mówi! — rzekł Byczek.
— A no! już mi się nie sprzeciwiaj, kiedy pora to pora — namyśliłam się, że taki żyć nie ma po co i dla czego... Coraz jakoś bałamuci się gorzéj w głowie, na oczy zapadam gorzéj chociaż niby to ja coś widzę, ale wy mnie osadziliście już ślepą... No! no! otóż już się wam i wyniosę. Bo to i tego pokoju potrzebujecie, i nie ma czego żyć, powiadam ci! Więc słuchajno, jak tobie na imie? Zacharjasz? a tak! słuchajże Zacharjaszu? czy ci to różnicy nie zrobi żebym ja sobie dziś umarła?
— Ale kochana mamo, bo co mama mówi? przecież nikt nie umiera kiedy chce, aż gdy mu Bóg śmierć zeszłe.
— No! no! już jak się z Panem Bogiem ułożę, mnie wiedziéć... poczciwy staruszek dawno mi powiada, że mogłabym sobie umrzéć, ale mi się nie chciało jeszcze, wszyst-