— E! lisa zawołał zgorszony Kirkuć rzucając talją z niechęcią... Niema na co rąk walać! WPan myślisz żem student... ja tego nie potrzebuję... lisa łapią i może wyniknąć nieporozumienie... na co mnie to, kiedy ja każdą kartę znam na wylot i sfiluję którą zechcę.
Fryderyk wstał z uśmiechem i ukłonił mu się.
— Z WPana widzę istotnie mistrz, zawołał skłaniając jeszcze raz głowę, cieszy mnie mocno że takiego poznaję artystę. Ja, powiem panu, środków tych używać niechciałem, choć umiem je szacować, gdy chodzi o nauczenie rozumu i naprowadzenie na drogę moralności młokosów... którzy się rzucają do kart... Talent masz WPan istotnie... użycie tylko jego ograniczyć należy, gdyż ludzie zaraz posądzają o interessowność i oszustwo... choćby pobudki były najszlachetniejsze.
Kirkuć, który nic podobnego nie słyszał, szeroko gębę otworzył.
— Tak jest, — zawołał kapitan, w rękach
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.
145