Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.
147

zapomnisz; jedziemy więc razem do Warszawy. Ale — ale, jeśli wolno spytać, cóż teraz dzieje się z Kacprem, bratem pańskim.
Kirkuć smutną zrobił minę.
— Przyznam się panu, że od dawna się z nim nie widujemy, nie chciałem się o rzemieślnika ocierać; nawet w gorącéj potrzebie butów nigdym się do niego nie uciekł, wolałem gdzieindziej szukać kredytu. Człek bez żadnego uczucia honoru! Słyszałem jednak, że mu się powodzi, żonaty, dzieci kilkoro, pracuje.... niewarto o tém wspominać.
— Nie zgłaszał się nigdy do siostry?
— Nigdy... podobno ona sama z obawy aby do niéj kiedy nie przyszedł, starała się o nim wywiedzieć, ale wzgardził jéj troskliwością i nie był nawet u niéj... Ja w imieniu całéj familii, zaparłem się go wiekuiście.
Kapitan pomyślał coś i zamilkł.
— Jedziemy więc razem, rzekł po chwili...
— Na koniec świata, odparł Mateusz... No, to trzeba było takiego szczęścia, coraz czuléj dodał wzdychając Kirkuć, który jadł, pił i w niedostatku innego zajęcia, na Paulinkę!