Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.
168

braterstwo, ale lada słówko, ruch, natychmiast żywioły niepojednane rozdziela.
Przypatrzywszy się społeczeństwu naszemu, widzimy że na pozór jednolite, rozkłada się na tysiące warstw, barw, odcieni, tak, co chwila strach przejmuje by się ta całość nie rozsypała na części składowe. Gdzieindziéj albo się już zjednoczyły cywilizacją wyższą te massy, lub na mniéj dzielą się jeszcze szeregów; u nas kół i kółek towarzyskich bez końca, a antagonizmów bez liku. Na pozór wszystko to zgodne i złączone, ale w głębi kipi jeszcze walka i wre nieprzyjaźń wiekowa...
Samo wymaganie ducha czasu, w pewnych warunkach na oko łączy przeciwników, każe im podać sobie dłonie, mówić, żyć, jeść i pić razem, ale wyszedłszy za drzwi ten który ściskał się serdecznie, wie doskonale iż po jego pocałunku usta obetrą. Nikt nikomu nie wierzy, nikt nieufa nikomu, a nieustanna ostrożność i obawa wpływają na ogólny nawet charakter kraju. Przyczyn tego stanu badać nie będziemy, zaprowadziłoby nas to