— O! już to ten poczciwy Feliks nie grzeszy zbytkiem pośpiechu, odpowiedziała matka, ale mu to potrzeba darować, moje dziecko... ma już w naturze tę powolność! A i jego protegowany Kopciuszek także probuje naszéj cierpliwości! Wszakże to do téj pory nie rozpakowała jeszcze naszych sukien...
— O! zachciała Mama... to zbyt wielka pani, żeby się tak małemi rzeczami zająć chciała! ona już myśli o fortepianie, o książkach których dostanie w Warszawie, niewiem tam o czem, może o swoich sukcessach, bo się ciągle przegląda w lusterku, ale pewnie nie o tem co dla nas zrobić potrzeba. A! jaka to nieszczęśliwie przewrócona główka...
— O! to prawda, że gdyby nie opieka nasza i ciągłe a pilne na nią oko, dawno już niewiem coby się z nią stało... Nic gorszego, powtarzam zawsze, dodała Samuelka, jak takim biedakom dawać świetniejsze wychowanie, nad stan ich i przyszłość... to nigdy do niczego dobrego niepoprowadzi...
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.
172