Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.
180

niezręcznie, zasiadł przy jego stoliku na przekorę.
— Dziwi cię to? zapytał śmiejąc się i pokazując na siebie.
— Nie przeczę...
— A cóż? chodzą po ludziach wypadki... powszechnie tu mówią że otrzymałem sukcessją na Bessarabii...
Potém nagle zmieniając ton i przechylając się z przesadzoną dla uczynienia przykrości Feliksowi poufałości, szepnął mu na ucho...
— Ta panienka... maleńka, wiesz, co to z państwem jechała? nie byłby to czasem owoc miłości pańskiéj dla jenerałowéj? hm? Pluta chciał dojść tego, czego się zaledwie domyślał, trzeba wyznać, dosyć trafnie.
Feliks podniósł głowę z gniewem i przestrachem razem.
— Co takiego? zapytał...
— Powiedz lepiéj szczerze, że rozumieć nie chccsz, nie mam pretensji do zaufania i wyznań, ale są rzeczy których się zaprzeć trudno?