Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.
181

Pan Feliks głową i ramionami poruszył.
— Tajemnica jest zapewne dobrze zachowaną, ale dla tych co jak my dwaj (przycisnął na tych wyrazach) znali Julkę za młodu — jest cóś w rysach dziewczęcia, co ją niezmiernie przypomina... odgadłem, domyśliłem się od razu...
Feliks się zniecierpliwił.
— Chęć zrobienia mi chyba przykrości mogła WPana na taką myśl naprowadzić, odezwał się Feliks sucho ale z gniewem, który dla Pluty miał znaczenie. W tem niema żadnéj tajemnicy...jest to sierota wzięta przez matkę moją na wychowanie, córka jednego ze sług naszych... ale nie potrzebuję się tłomaczyć...
— Nie tylko że niepotrzebujesz się tłomaczyć, odparł Pluta śmiejąc się, ale zważ jakeś się poplątał. Na napaść takiego Pluty jak ja, którym w duszy brzydzisz się i gardzisz, nie odpowiedziałbyś tylko ruszeniem ramion i śmiechem, gdyby to była napaść tylko... tu te faches, donc tu a tort...
Zresztą, dodał, mów sobie komu chcesz