Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.
14

Byli to jacyś podróżni, przybywający od strony Lublina.
— O! o! — szepnęła gospodyni poglądając przez okno, — oho! kareta (sic) poczwórna, na leżących ressorach, z pakami, co się zowie, i koczyk, elegancko! Wybiegnij no Paulina, mnie nie wypada, może się o co spytają. Niechby przenocowali, jest pokój wolny, choćby i dwa.
Paulina była posłuszną, tém żywiéj biegnąc, że i ten Wacek, zdaje się, nie był jéj obojętnym.
Przed samym ganeczkiem, stała w istocie piękna kareta, służący już był otworzył drzwiczki jéj i z wnętrza wyglądały jasne kobiece sukienki. Jedna z niewieścich głów wychyliła się właśnie, i szukała kogoś, zapewne mężczyzny, który w téj chwili z koczyka się dobywał.
— Panie Feliksie! panie Feliksie! czy pojedziemy daléj? — spytano.
— Nie życzę... późno, szose nie najlepsze, drogi kawał, lepiéjby przenocować.