Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.
212

kolory zwodnicze zdrowia miała na twarzy i Elwirka przez okno bacznie okiem uzbrojoném w lornetkę studjująca ulicę i przechodniów. Zaledwie się Feliks ukazał, obie zwróciły się ku niemu.
— A! przecież powracasz! — zawołała żona, — to szczęście — jak pójdziesz do miasta, doczekać się ciebie nie można. Co wy tam robicie? co wy tam robić możecie, mój kochany Feliksie? — ze zwykłą sobie słodyczą wzdychając powtórzyła czuła żona.
— Ale zmiłuj się Samuelko, tyle miałem sprawunków, przytém złapał mię w ulicy Justyn i pół godziny zatrzymał....
— Ale zmiłuj się panie Feliksie, — przerwała niedosłuchawszy do końca pani, — tyle téż zmarnowałeś czasu? Czyż się natręta pozbyć nie można? Dom do téj pory nie urządzony, jestem w śmiertelnym strachu; spuściłam się na ciebie, wszyscy wiedzą kiedyśmy przyjechali, dotąd żadnéj nie oddałam wizyty, bo bym jéj przyjąć nie miała gdzie, a ty to bierzesz tak lekko!
— Proszę cię, nie siadam od rana do wie-