Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.
215

— Ja! ja! — ruszając ramionami przerwał mąż, — wszakże nie odzywam się ani słowa!
— Tak, w téj chwili, chociaż i milczenie bywa znaczącem, ale zwykle, ale zawsze, my nigdy z Elwirką nie mamy słuszności w twojem przekonaniu, tylko ona.
— Milczę! milczę! — powtórzył mąż ciszéj coraz.
— Wiem, ale przyznaj się co myślisz? — kończyła uparcie Samuela.
Feliks już był do ostatka zniecierpliwiony.
— Przyznaję się, — rzekł wstając, że myślę iż probujecie mojéj cierpliwości, do jakiego téż ona stopnia wytrzymać może! Dajcież mi pokój, ustępuję z placu!
To mówiąc drzwi zatrzasnął i wyszedł. — Był to jego środek ostateczny i gwałtowny, którego używał rzadko tylko w razach krytycznych. Matka i córka spojrzały po sobie znacząco.
— Ależ papa w humorze! — zawołała śmiejąc się Elwirka.
— A moje dziecko! dla mnie to przynajmniéj nie nowina, — rozczulając się nad so-