od nas najbliżéj, nie mogę się dobrze modlić.
Kościół taki ogromny, taki surowy i straszny, nigdzie nic co by mi przemówiło do serca, a ja potrzebuję nawet do modlitwy zaczerpnąć wrażenia od tego co mnie otacza, tak słabą jestem istotą. Z siebie dobyć nie mogąc siły, czerpać ją muszę z ołtarza. Poszłam więc, choć to trochę daléj, do kościoła Wizytek....
Ale zaraz od samego progu domu, postrzegłam kogoś idącego za sobą. Z początku to mnie nie uderzyło, myślałam że przypadkiem w jedną idziemy drogę. Naprzeciw naszego mieszkania jest tu zaraz jakaś traktjernia i bilard, jegomość ten pochylony i trochę garbaty stał w progu jakby na co czekał. Gdy mnie zobaczył wychodzącą z bramy, skoczył nazad do traktjernii wyciągnąwszy kogoś drugiego wyraźnie mu mnie pokazywał... Coś z sobą poszeptali, i ten który wprzód stał w progu, żywo się posunął krok w krok postępując za mną. Widząc go tak ścigającego mnie po tém pokazywaniu, zaczęłam być nie-
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/230
Ta strona została uwierzytelniona.
222