spokojna, chciałam wrócić, alem pomyślała potém, że mi się to przywiduje i nieoglądając się, szłam daléj.
— Jak ten człowiek wygląda? — przerwał niespokojnie Feliks.
— Tak, już nie młody, trochę przygarbiony.... twarzy się jego nie przypatrywałam, a ubrany był dość dziwnie.
— Nierozumiem! — zawołał Narębski, — no, ale cóż dalej?
— Ponieważ dość szybko gonił za mną, zwolniłam kroku, sądząc że spieszy i minie mnie, ale przybliżywszy się, ukłonił mi się dość zgrabnie i stanął...
Jam się bardzo zmieszała...
— Za pozwoleniem pani — rzekł, — czy nie mógłbym pomówić z nią chwileczkę?
— Zemną? — zapytałam zdziwiona.
— Tak, z panią.
— Ale ja pana nie znam.
— To nic, ja panią znam lepiéj niż sądzisz. Wszak pani jesteś od dzieciństwa w domu Narębskich?
— Tak jest.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/231
Ta strona została uwierzytelniona.
223