Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.
225

— Przyznaję ci się kochany ojcze, dodała Mania, że mnie to tak żywo zajęło, iż mimo wstrętu jaki we mnie ten człowiek obudzał, bo twarz miał jakoś dziwnie nie miłą, mimo obawy i niedowierzenia, zatrzymałam się chcąc z nim pomówić obszerniéj. Ty wiesz żem nieznała rodziców, że co dziwniéj, nikt mi nigdy, nawet ty, na usilne o nich pytania, odpowiedzieć nie chciał; nie dziw téź, że tak chciwie pochwyciłam nadzieję dowiedzenia się czegoś o nich.... ja jestem sierotą!
Zamilkła na chwilę, łzy popłynęły jéj z oczów.
— Wiedziałżebyś pan co o moich rodzicach? — zapytałam go niespokojna.
— Może... może..., może wiem coś o nich, odparł powoli... ale dziś tego jeszcze WPannie powiedzieć nie mogę... kto wie, późniéj może, bo spodziewam się, że jeszcze się zobaczymy.
I powtórzył kilkakroć ruszając ramionami:
— Marya Jordan! Marya Jordan!
Potém chciał zaraz odejść, ale zawrócił się raz jeszcze.