Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/249

Ta strona została uwierzytelniona.
241

nie nad sobą objęła na nowo, słuchała chłodniéj.
Pluta tak daléj mówił
— Brata pani, Kaspra, niemiałem dotąd przyjemności poznać i uścisnąć pracowitej jego dłoni, która tylko w niedzielę i dni świąteczne bywa dostatecznie do uścisku, mydłem umytą — ale pana Mateusza znam i kocham już serdecznie. Poczciwe to człowieczysko, rady sobie dać na świecie nie może, tłucze się, bije, pracuje w pocie czoła i sumienia częstokroć, a ledwo mu starczy na czerwoną chustkę i obrzydliwie niebieską kamizelkę. Juścić komu jeśli nie pani wypadałoby zająć się jego losem?
Jenerałowa nagle porwała się z kanapy i wyprostowała.
— Na Boga! powiedz mi pan, powiedz co zrobiłam abyś mnie tak nieludzko, nielitościwie, tak barbarzyńsko prześladował?
— Ja? prześladował? panią! A godziż się tak nazwać czysto chrześciańskie postępopowanie i gorącą żądzę połączenia rodziny, którą losy rozszarpały? zjednoczenia