Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/251

Ta strona została uwierzytelniona.
243

— Pani! cóż winne koronki? mnie należałoby poszarpać! Ale mam nadzieję, że czystość mych chęci i prawość zamiarów uznawszy, przebaczysz, będziesz mi nawet wdzięczną, a tymczasen szkoda koronek...
— Mościpanie, dosyć już tych żartów, — przerwała p. Palmer, — chcesz Wpan nadużyć téj siły, którą przypadek dał ci w ręce, ale ja pastwą ludzi na mnie spikniętych nie chcę być i nie będę...
— Zawsze, słodziutko i z westchnieniem dodał Kapitan, — zawsze ten sam błąd w pojmowaniu naszych stanowisk, ten sam pogląd mylny na uczucia, które mnie ożywiają... widzisz pani nieprzyjaciela w człowieku przejętym dla niéj czcią i uszanowaniem.
— Panie Pluta!
— Milczę i słucham...
— Ja ucieknę, ja wyjadę, ja się oddalę.
A ja ścigać ją będę ze łzami, gonić z tęsknotą.
To mówiąc ręce położył na piersi, przymknął oczy i umilkł w extatycznéj postawie zrozpaczonego kochanka.