Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/259

Ta strona została uwierzytelniona.
251

Pluta wprawdzie ile razy go los dotknął i obszarpał, sam się opuszczał i wyglądał jak ostatni odartus uliczny, ale zaledwie poczuł grosz w kieszeni, zaraz na przyzwoitego wychodził człowieka i wolał nim być, niż żyć w brudzie i zaniedbaniu... kilka już tak razy w życiu, z tego diogenesowego, jak je nazywał rzemiosła, przechodził na dandysa ale zawsze go potem los nielitościwie strącał w otchłanie. Teraz właśnie nastąpiła znowu metamorfoza i kapitan usiłował lepsze swe stosunki porwane trochę na nowo zawiązać, a obawiał się by Kirkuć swoją powierzchownością cienia nań nie rzucił. Ale z Kirkuciem nie łatwo sobie było dać rady... ani go odziać, ani chodzić i mówić nauczyć, ani od tysiąca, zdradzających stary obyczaj życia nałogów, odprowadzić.
Pluta wszakże nie był pospolitym nauczycielem i nawet z takim uczniem, jako tako sobie dał radę. Naprzód sam sporządził mu garderobę, z zakazem aby od pąsowych chustek i szafirowych kamizelek, a zielonych kraciastych spodni wstrzymywał się całkowi-