Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.
18

Karmedyner pobiegł do powozu.
— Jeden pokoik i to nie osobliwy, wszystko zajęte.
— Ja się pomieszczę i w tym jednym, — odezwał się głos z karety, — chcę spocząć... proszę otworzyć.
Drzwiczki odemknięto, i powoli znowu wysunęła się postać niewieścia, kobieta słusznego wzrostu, pięknéj postawy, nie bardzo już młoda, ale twarzy, która jeszcze zastanawiała nadzwyczajną regularnością rysów zmęczonych. Ubrana czarno i skromnie, jakimś osłabłym krokiem postąpiła ku gankowi, nie spoglądając nawet przed siebie, kamerdyner ją poprzedzał.
Niewiem, ciekawość czy potrzeba wywiodły właśnie na jéj spotkanie owego pana Feliksa, tak, że mimo, iż się jéj z drogi ustąpił, gdy schodki przeszła, znalazła się o krok od niego — podniosła oczy, i oboje razem jakby widmo ujrzawszy stanęli osłupieni.
Z oczów p. Feliksa i Jenerałowéj widać było, że to spotkanie tak niespodziane, nastąpić musiało po bardzo długich rozstania la-