Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/274

Ta strona została uwierzytelniona.
266

jomość świata i wyrozumiałość niezmordowaną.
Dla niego téż nie chodziło tak koniecznie o wewnętrzną wartość człowieka, a raczéj o stronę jego jawną i pozory, a co tam grzeszne ciało zbroiło, sąd zostawiał Bogu i milczeniem pokrywał, wiedział, że wszyscy ułomni i jeśli nie chromiemy na nogę, nie ślepiśmy na oczy, za to w nas zawsze coś choruje, potajemnie.
Był to przytem człowiek tak przyzwoity jak mało, milczący jak grób, żadnego towarzystwa nie kompromitujący, bezpieczny jak sztaba złota. Wszystkich chwalił, każdego znalazł z czego wynieść a wady umiał tak zmniejszać, tak osłaniać, że dla niego każda z nich wychodziła prawie na cnotę.
Jednéj tylko nie cierpiał rzeczy i złowrogiem milczeniem mijał ludzi, którzy się jéj dopuszczali, do szczerego i otwartego postępowania nieroztropnych, biednych prostaczków, co zgrzeszywszy nie umieją płaszczyka świętości zarzucić na ramiona i uchodzić za wzory cnoty. Dodajmy, że tych którzy