bne z warunkiem aby pan Kirkuć nie oddalał się ze wsi....
— Jakkolwiek powietrze wiejskie bardzo jest przyjemne, — uśmiechając się rzekł kapitan, i czarowne to ustronie uśmiecha się nam ale pan Kirkuć przywykł do miasteczka i pewnieby się nudził w towarzystwie nowem, z którem nie jest oswojony. O tém niema co mówić. Nie sądzę przytem żebyście państwo chcieli tak tyranizować człowieka i przykuwać go na wygnaniu, odejmując mu najdroższą człowiekowi swobodę ruchu.
Pobracki pomyślał i westchnął głęboko, jakby nad zepsuciem natury człowieczéj.
— Ale wymagania państwa są niesłychane! dyktujecie nam co czynić mamy.
— Istotnie! — odparł Pluta, ciśniemy, — ale musiemy, coż robić? głód gorzéj ciśnie.
— Chleb przecie dajemy.
— Suchy chleb ma i żebrak, myśmy do niego chcieli choć odrobinę masełka...
Plenipotent zatrzymał się zdając namyślać jak daléj mówić z człowiekiem, który nic, nawet jego nie umiał poszanować.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/281
Ta strona została uwierzytelniona.
273