Pętelka z pewną dozą zarozumiałości się uśmiechnął, usta mu się rozwiązały.
— Pan widzę, tego, myślisz że tylko ten robi, tego kto, tego, gada; a to jest przysłowie, że krowa co wiele tego, mało tego, da je.
Postrzegłszy się, ze i przysłowie trudno mu, było zacytować, splunął z niechęcią i otarł usta zniecierpliwiony.
Widząc, że w istocie rozmowa była niepodobieństwem z przybyłym, i zmiarkowawszy że potrzeba coś poryzykować téż, gdy nie ma w czém wybierać, kapitan rozpoczął na obszerniejszą skalę wykład sprawy, otwierając go parą kieliszkami wódki dla odżywienia intelligencyi i zwrócenia uwagi; dał informacją szczegółową, wbił dobrze w głowę milczącego Pętelki imiona, nazwiska i daty i opatrzywszy na drogę, wypuścił na zwiady.
Nazajutrz wysłaniec żydowską budą odjechał rozmyślając po drodze jakby zobowiązaniom swym zadość uczynić, a kapitan rzekł do Kirkucia:
— Słuchaj, jak mu się nie uda, ty będziesz
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/292
Ta strona została uwierzytelniona.
284