Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/315

Ta strona została uwierzytelniona.
15

gdy ona na mojém sparłszy się ramieniu, odpocząć będzie mogła.
Ale biedna matka, w pracy nareszcie stargała siły, poczęła chorzeć, radzić się, leczyć, słabnąć i jednego strasznego dnia, którego nie zapomnę nigdy, zostałem — sierotą.
Ciężko jéj było umierać — zostawując mnie samym na świecie w tym wieku, który staréj do pokierowania przyszłością potrzebuje dłoni... bez opieki, bez przyjaciela i doradzcy, i zdaje mi się że ta obawa o mnie, niszcząc jéj zdrowie, zgon przyśpieszyła.
Zbudziliśmy się około północy, jękiem cichym, który napróżno stłumić chciała, bojąc się mnie obudzić, — po cichu wołała — wody, paliło ją pragnienie. Od kilku dni uważaliśmy że była gorzéj, ale pracy zwykłéj nie rzucała do ostatka i choć kaszel ją przerywał, choć w nogach czuła osłabienie — stała odważnie przy stole, nie dając się namówić na spoczynek.
Wstaliśmy rozpalić światło, pobiegłem po świeżą wodę... ale usta jéj spalone ledwie się brzegu szklanki dotknęły, postrzegłem, że