Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/317

Ta strona została uwierzytelniona.
17

rozpaczliwy, nie zdawał mi się przyczyną dostateczną do uwolnienia od nauki.
Nigdy nie zapomnę powrotu mojego do klassy, gdy z czerwonemi oczyma, nie umiejąc lekcji tuliłem się drżący w kątek, aby mnie nauczyciel nie wywołał. Tego dnia przypadała właśnie lekcja jednego z tych najstraszniejszych pedagogów nieubłaganych, którzy są postrachem dzieciaków.
Był nim professor matematyki pan Kruczkiewicz. Żółty, chudy, prosty, sztywny, nie uśmiechający się nigdy, chodzący po świecie jak cyrkiel po papierze wymierzonemi kroki, i na pozór pozbawiony krwi, serca, uczucia i wszystkiego co człowieka stanowi. Nieszczęściem za pierwszém wejrzeniem wpadłem mu w oko i suchy, kościsty palec skierowawszy ku mnie, wywołał swym głosem grzechotki:
— Muszyński!
Mrowie przebiegło po mnie, zasłoniłem twarz rękami i zacząłem płakać.
Płacz w dziecku jest zeznaniem winy, i tak go zrazu pojął professor, który coraz suro-