Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/329

Ta strona została uwierzytelniona.
29

rem za uchem, z księgą w ręku, udając oderwanego natrętnie od niezmiernéj pracy, chociaż zabrzękłe oczy dowodziły, że się tylko co ze snu, po obfitéj przekąsce obudził.
Zmierzył mnie z posągowéj wyżyny piedestału, na którym stał i raczył protektorsko powitać, gdyż mu znać strach mój i przejęcie młodociane wielkością jego, podobały się.
— Cóż mi powiesz młodzieńcze? zapytał wpatrując się we mnie.
— A! panie, rzekłem, wpatrując się weń błagająco!
Oto są grzechy mojego żywota.
Do kogoż z niemi jeśli nie pod skrzydła twoje, o radę, o pomoc...
Wziął z rąk moich zwitek i popatrzał.
— Powiastka! rzekł — to rodzaj płochy! trzeba jąć się naprzód poważniejszéj pracy.
— To tylko próba stylu... odpowiedziałem chciałbym wiedzieć czy pracować mogę? zasięgnąć jego zdania? Jeśli jest jaki talencik może i w tém się okazać.
Pomruczał coś niewyraźnie patrząc na papier.