Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/337

Ta strona została uwierzytelniona.
37

czną ironią i sarkazmem, zrazu jakoś obałamucił.
Że nie miał nikogo z kimby tam mógł swobodniéj się rozmówić, pewien będąc, że go pojmę, łatwo się do mnie młodego uczepił. Naturalnie rozmowa poszła zaraz na literaturę i przyznałem mu się w prostocie ducha naiwnie, że chciałem z niéj uczynić zawód mój przyszły.
— No! to witajże kolego w gronie wywołańców, zawołał, ale obrachuj się z piętami i łokciami, czy boso i goło chodzić potrafisz nie dostając kataru; wiesz jak katary u nas śmiertelne; porachuj się z żołądkiem czy ci dieta nie szkodzi.
Ściśle biorąc chleb literacki zły nie jest, głównie dla tego, że do każdéj innéj karjery czegoś potrzeba, kwalifikacji, umiejętności, talentu, nauki, a tu — choćby z niczem byle śmiało. Dla tego téż inwalidzi społeczni wszelkiego rodzaju, wywołani z szeregów innych, cisną się tu, bo tu zaszczytne miejsce zawsze zająć mogą — byle zręcznie się wzięli do tego.
Można zupełnie nic nie umiéć, nie praco-