Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/350

Ta strona została uwierzytelniona.
50

dzeniu... Od chwili gdy się przekonano, że mogę kochać a nie kocham ani Albiny, ani Malwiny, ani Haliny... zostałem odrzucony i wyklęty... anathema! Nie było ratunku, przebaczenia, litości... zbrodnią było nie kochać wcale, ale zakochać się w kim innym... potrójnym występkiem! zgrozą! zdradą... odstępstwem... Natychmiast odkryto, że nawet nie byłem szlachcic czego nie taiłem, że mój pobyt w domu mógł szkodliwy wpływ wywrzéć na herbowne dziecko... że mogłem być napojony maxymami proletarjuszowskiego pochodzenia... I otoż dla czego musiałem znowu wędrować.
Milczeli chwilę.
— Ale możeż to być, przerwał Narębski, ażeby już literatura tak nic swoim dzieciom nie dawała, prócz pośmiertnego wieńca i grobowego kamienia? Mnie się zdaje, żeś pan zrozpaczył zawcześnie, że widzisz zanadto czarno... to co jest może nie białe, może szare ale nie tak przepaściste i nieporatowanie pogrążone w ciemnościach.
— Być bardzo może, — odparł spuszczając