Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/362

Ta strona została uwierzytelniona.
62

i ogniście spoglądał miwowoli. Oto jednak mniejsza, uśmiechając się mówił daléj Narębski — co się tyczy Mani...
Tu się zaciął, rumieniec mu na twarz wystąpił i potwierdził tylko co wyrzeczone zdanie, że gdzie jest ogień, tam płomienia ukryć niepodobna.
— Co się tyczy Mani — rzekł zmięszany... wiesz zapewne że jest sierotą, bez ojca i matki, bez rodziny, wszyscy dawno poumierali... Wzięliśmy ją z miłosierdzia do naszego domu, wychowało się to jak własne dziecię, pokochaliśmy ją serdecznie; a dziś gdyby ją wydawać przyszło... nie puścilibyśmy w świat, nie obmyślawszy coś dla niéj.
Ja przynajmniéj, dodał cicho, czuję się do tego najmocniéj obowiązany.
— Tem gorzéj, rzekł Muszyńki, nie jest ubogą jak ja, nie podałbym jéj ręki, na któréj się wesprzéć powinna, sam w jéj dłoni szukając podpory... mam dumę proletaryusza.
— Jakto i więcéj dumy niż miłości? spy-