Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/364

Ta strona została uwierzytelniona.
64

cie, ale to nieszczęsne jéj zdrowie humor biedaczce popsuło, nigdy się na skromnéj, cichéj Mani poznać nie mogła, prawdę powiedziawszy, jakoś nie bardzo ją lubi, czasami trochę męczy... mnie to położenie sieroty cięży na sumieniu, radbym ją od troski, od téj zawisłości uwolnić... chciałbym ją wydać za mąż... Tyś mi się podobał, poczułem w tobie serce... sumienie... pomógłbym wam... gdybyście...
— I daléj mówić nie mógł, bo mu się jakaś łza w oku zaplątała, którą potrzebował ukryć spiesznie. Muszyński ścisnął go za rękę podaną.
— Dość... zawołał, nie kuś mnie pan, uczciwy człowiek nawet szczęściem od uczucia obowiązku odwieść się dać nie powinien, Jeszczem ja na spokój nie zasłużył, nie zapracował na szczęście, poczekać muszę, ale któż wie? może przyjdę przypomnieć ci choć nie obietnicę pomocy, to położone we mnie zaufanie... Od dziś dnia masz pan w tem sercu — uderzył się w pierś szeroką... niewygasłą wdzięczność — nie mówmy więcéj o tem.