Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/365

Ta strona została uwierzytelniona.
65

— Ha! rzekł smutnie Feliks — nie wiesz i wiedzieć jeszcze nie możesz jakim dowodem ufności i wiary w tobie była moja ofiara... rób jak chcesz, jakeś powinien, ale wierz w przyjaźń moją, rachuj na nią.
I milcząc poszli daléj oba, a Narębski zagadał już o czem innem.
Gdy się to dzieje w alejach, pani Samuela i Elwirka zwyczajem swoim siedziały na balkonie robiąc przegląd różnorodnego świata, który płynął ku Szwajcarskiéj Dolinie i Łazienkom.
Elwira miała może powód niejaki rozpatrywania się w Warszawiakach, starając się między niemi odszukać, ale powiedzmy wprzódy, kogo.
Pół roku przedtem panie nasze, mimo słabego zdrowia Narębskiéj, znajdowały się w Lublinie w czasie karnawału, a panna Elwira wesoła i ochocza, powszechne tam zyskiwała oklaski. Lecz była to jedna z tych istot, które się ogólnie wszystkim podobają swoją świeżością, młodością, weselem, a w nikim głębszego uczucia obudzić jakoś nie mo-