gą. Pora zaś nadchodziła, w któréj o to głębsze uczucie, o nadzieję męża zaczynało wielce iść matce i córce.
Wszystka młodzież mniéj więcéj, nadskakiwała jéj, prawiła grzeczności, czasem się posuwając aż do żartobliwych alluzji, do sentymentu, ale żeby kto tak chciał powzdychać, zapłakać, zakochać się na serjo, tego Elwira mimo najszczerszych starań i poszukiwań, dokazać nie mogła. Prawdę powiedziawszy i ją melancholja uczuciowa byłaby wiele bardzo kosztowała; robiła czasem minkę smętną, probowała się zamyślać, usiłowała wzdychać i oczy zawracać, cóż kiedy wśród tych exercycji najczęściéj parschała śmiechem, ledwie kto, gdzie, z daleka szepnął słówko weselsze.
Od lat już kilku i matka i ona czyniły postrzeżenia i próby nad otrzymaniem w jak najłatwiejszy sposób jak najlepszego męża, ale pretendent dotąd był dla nich istotą mystyczną... nie wierzyły już żeby jakakolwiek panna za mąż pójść potrafiła.
Elwira była przecież piękna, młoda, jedynaczka, majętna, zdawało się, że niemogło być
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/366
Ta strona została uwierzytelniona.
66