nic łatwiejszego jak męża dla niéj wyszukać i to nawet z szykanami, wedle wyrażenia matki, tym czasem nie znajdowano lepu, na któryby się wziął.
Polowano już na kilku, zdawało się nawet, że się nieco podkochali, zaczynali bywać, uśmiechać, prawić grzeczności, przywozić bukiety, potem jedną rażą kawaler pierzchał i głęboka cisza zalegała salony, a panna Elwira tupała nóżką w posadzkę i gniewała się bez przyczyny na cały rodzaj ludzki, nie wyjmując kobiet, które jéj przeszkadzały. Przyczyny tych dezercji nie było sposobu odkryć, matka choć chora starała się być grzeczną i jak najmniéj stękającą, ojciec robił co mu kazano i mówił nawet na komenderówkę, Elwirka dopuszczała się lekkich ręki uścisków, wszystko darmo.
Otóż tego roku w Lublinie, gdy państwo Narębscy przybyli na karnawał nie bez myśli małego polowańka na zięcia, jednego bardzo pięknego wieczora, zjawił się na sali mężczyzna, który wszystkich oczy obrócił na siebie.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/367
Ta strona została uwierzytelniona.
67